poniedziałek, 14 czerwca 2010

~44~

05.01.10

Wizyta u ginekologa. Szyjka długa zamknięta, badanie moczu i morfologia.

13.01.10

Wizyta u ginekologa, odbiór wyników. Białko w moczu - 1499mg/dl, wizyta odwołana, lekarza wyrzucili z przychodni. Dzwonię do niego, mówię : "Białkomocz, co dalej?", a on : "Moi pacjenci nie są moją własnością". Podeszła położna, zabrała wyniki.
Noc. Bóle brzucha... stres... opuchlizna... wysokie ciśnienie.

14.01.10

33 tydzień ciąży. Rano. Jadę do szpitala, Tysiąclecie. IP. Wchodzę do pokoju, mówię : "Mam białkomocz, badania zabrała mi położna z przychodni, nogi mam jak bańki, i strasznie mnie głowa boli... Chyba od ciśnienia", podłączyła mnie do ktg... Zero skurczy, sprawdziła ciśnienie 150/100. Mówi : "Niech pani chwileczkę poczeka, idę po lekarza". Wraca po kilku minutach z lekarzem, zbadał mnie, ale wszystko ok. Mówi : "Ma pani gestozę.. Przykro mi, ale nie mamy miejsca, na patologii. Musi Pani jechać na Parkitkę." Myślę Parkitka, tylko nie to!!!. Pojechałam. Na IP mnie wyśmiali, "Mówi, Pani, że ma gestozę, to gdzie badania?". Przyjęli mnie na oddział, zbadali mocz. 1899mg/dl. "Niedowiary!" - mówią położne - "Dzwonimy po ordynatora". Ordynator przyjechał, zarządził dobową zbiórkę moczu. Białko zaczęło spadać. "Czekamy do 37 tc".

11.02.10

Po równych 4 tygodniach leżenia, wybił 37 tydzień ciąży. 9.00. Obchód. "Rodzimy" - słyszę od ordynatora. "Wreszcie zobaczy Pani swoje maleństwo" - mówi do mnie - "Będzie kroplóweczka". Ja mówię : "Panie doktorze, ja mam wskazanie do cesarskiego cięcia, jestem po odwarstwieniu siatkówki, proszę tu mam kartkę". "To nie wskazanie, tylko prośba Pani doktor, ale wezmę je pod uwagę". I koniec. Tyle powiedział. Zaraz przyszła położna, podłączyła mnie pod kroplówkę i mówi : "Musi pani trochę poczekać, w nocy mieliśmy 34 porody, w tym kilka na raz, lekarze nie mogli zejść po wczorajszych dyżurach, jak się zwolni sala, to Pani pojedzie". Chwilę później przyszła mnie ogolić, czego nie musiała robić, podłączyła mi drugą kroplówkę. Ł zdążył przyjechać. Godzina 12.00. Przychodzi położna, i przesiadka na wózek. Jedziemy na porodówkę. Ł cieszy się, ja zaś myślę : "Głupia, chcę urodzić naturalnie! Po co mu dawałam to wskazanie. Jaka to była by przyjemność dla Ł, gdyby mógł rodzić razem ze mną!".

Na sali przesiadłam się na łóżko. Cała się trzęsłam ze szczęścia, że niedługo zobaczę to maleństwo. Anestezjolog zaaplikował mi znieczulenie podpajęczynkówkowe, pyta się jak się czuję i chcę bym opowiedziała mu o dziecku. Zaczęłam gadać jak najęta, że to dziewczynka, że na imię ma Amelia, że chcę ją mieć przy sobie, wołałam Łukasza, ale mówili mi, że nie może wejść. Zanim zeszli się lekarze wybiła 12.23. Położyli mnie, posmarowali i cięcie. "Czujesz coś?" - pyta Anestezjolog. Mówię, że nie. Otworzyłam oczy i patrzę na ogromną lampę przede mną. "Coś pozieleniałaś" - anestezjolog - "Nie podglądaj, jak nie chcesz". A ja mu na to : " Ja chcę to widzieć... Tak bardzo chcę mieć już ją przy sobie". Patrzę nadal uparcie w lampę. Widzę jak tną, i nagle czerwona maź wypływa ze mnie.. Przecinają coś jeszcze, odbija się wszystko co tam, za parawanem się dzieje. Wytężam wzrok, widzę w tych czerwonawo-białych płynach zarys malutkiej skulonej sylwetki mojego cudeńka. I słychać miałeczenie jak u kota. Pytam : "To ona? To ona tak płacze?". Ktoś odpowiada: "Tak, to ona, To twoje maleństwo!". Lekarze między sobą "Wyciągnij je" - "Nie Ty to zrób" - "Nie Ty". I wyciągnęli. Poczułam się tak jakby ktoś odkurzaczem wysysał ze mnie wnętrzności. Nagle słyszę : "Glukoza!" - "Dajcie tą cholerną glukozę!!". "Miau miau miau" - krzyczy moje dziecko. Podchodzi do mnie położna i mówi : " To Amelia, piękna jest i piękne imię". I zaraz mi ją podali. Pachnie przecudnie, i naprawdę jest piękna! Kiedy tak trzymałam ją w swoich objęciach, nie zauważyłam, gdy mnie szyli. Gdy było już po wszystkim czekam na porodówce godzinę podpięta do jakiś dziwnych urządzeń z maleńką przy sobie. Mówię do niej jaka jest piękna, jak bardzo ją kocham.. I odwieźli mnie na salę gdzie Ł wita się z naszym maleństwem i tak od tamtej pory cieszymy się sobą na wzajem. Razem we troje.


Godzina 12:28. Amelia Paulina. 2750g. 51cm. Moje maleństwo, a takie ogromne szczęście daje.
"Kiedy kobieta rodzi pierwsze dziecko, bezpowrotnie traci swoje dotychczasowe życie - zyskując nowe, które w magiczny sposób dane jest jej w darze"
Dziękuję Ci Łukasz, za to, że darowałeś mi oto maleństwo, ot tak, jak gdyby było nam przeznaczone.

0 komentarze:

Prześlij komentarz